Jacek Karnowski przed referendum w sprawie odwołania go z funkcji prezydenta Sopotu, opłacał miejskimi pieniędzmi „Gazetę Wyborczą”. Niektórzy dziennikarze tej redakcji manipulowali w tym okresie opinią publiczną i relatywizowali łapówkarskie zarzuty jakie postawiono Karnowskiemu. Łamy "Wyborczej" oddawano przyjaciołom prezydenta Sopotu, którzy broniąc go atakowali wymiar sprawiedliwości.
Kilka dni temu prezydent Sopotu podczas procesu, jaki mu wytoczyłem z powodu pomawiania mnie w mediach, zarzucił zeznającemu w roli świadka dziennikarzowi „Rzeczpospolitej”, że nie opisywał „afery sopockiej” w sposób bezstronny. W tle tego zarzutu pojawiła się sugestia, jakoby „afera sopocka” była pisana w „Rz” na moje finansowe zamówienie. Nie będę adwokatem „Rzeczpospolitej”, bo publikacje dziennikarzy tej redakcji bronią się same. Najlepszą rekomendację wystawił "Rz" sam podejrzewany o kłamstwo i łapówkarstwo Jacek Karnowski. Nigdy nie wystąpił wobec tej redakcji z pozwem o ochronę dóbr osobistych. Nie wskazał nawet jednej publikacji, która miałaby być rzekomo pozbawiona bezstronności. Mimo to, w sukurs tezom Karnowskiego przyszli dyżurni dziennikarze trójmiejskiego dodatku „Gazety Wyborczej” -Marek Wąs i Marek Sterlingow. Obaj, w zasadzie od początku wybuchu tzw. "afery sopockiej" okłamywali w swoich tekstach opinię publiczną. Łgali na ten temat, umniejszając wadze zarzutów łapówkarskich, jakie Karnowskiemu postawiła prokuratura.
Bezstronność tych dziennikarzy najlepiej widać w materiałach, jakie publikują. Ich obiektywizm związany z oceną podejrzewanego o łapówkarstwo i kłamstwo Karnowskiego jest mniej więcej tożsamy z "krytyką" Wojciecha Jaruzelskiego w wydaniu Adama Michnika. Sterlingow po wygranym przez Karnowskiego referendum stosunkiem głosów 3:2 i frekwencji wynoszącej 40 procent otrąbił jego "miażdżące" zwycięstwo. Z kolei w przededniu referendum uczestniczył wspólnie z najbliższym współpracownikiem Karnowskiego w jednej z kampanii promocyjnych "Gazety". Chwalił się także na łamach, że w ramach walki z otyłością, na marginesie dodam niezbyt udaną, żłopał piwo z zastępcą Karnowskiego. Mało tego, jak wyszło ostatnio na jaw podczas miejskiej komisji rewizyjnej, w okresie sopockiego referendum ich pracodawca opłacany był miejskimi pieniędzmi przez Karnowskiego. Miasto płaciło "Wyborczej" za powierzchnie reklamowe, których sens wykupywania w tamtym okresie był co najmniej dyskusyjny.Równolegle na łamach „Wyborczej” o „aferze sopockiej” ukazywały się materiały, które z prawdą miały tyle wspólnego co świnia z savoir vivre’m. Wśród nich znajdowały się publikacje wspomnianych wyżej redaktorów Marków - Wąsa i Sterlingowa.
Gdybym kierował się logiką Karnowskiego (przepraszam za oksymoron) pewnie sugerowałbym Wąsowi i Sterlingowowi zastanowić się nad ich bezstronnością. Trudno przecież nie zgodzić się z tezą, że „Karnowski płacąc Agorze publicznymi pieniędzmi współfinansował m.in. pensje wypłacane dziennikarzom Wyborczej”. Nie ulega też wątpliwości, że „Marek Sterlingow żłopał piwo z najbliższym współpracownikiem Karnowskiego i pisał potem o aferze sopockiej”. Ładnie brzmi, można z tego zrobić tytuł i wiele zasugerować. Jednak urojenia łapówkarzy i ich dyżurnych dziennikarzy nie są moimi. Nie sugeruję, że Wąs i Sterlingow nie są bezstronni, bo „Agora” wypłacała im pensję m.in. za pieniądze, które decyzjami Karnowskiego i jego urzędników trafiały na jej konto z urzędu miejskiego w Sopocie. Nie muszę uciekać się do sugestii. Nie chowam się pod pseudonimami. Piszę wprost, że Wąs i Sterlingow to kłamczuchy i manipulanci, którzy przed referendum w Sopocie relatywizowali korupcyjne zarzuty, jakie postawiła Karnowskiemu prokuratura.
Wąs i Sterlingow pod adresem dziennikarzy „Rzeczpospolitej” takich sądów nie sformułują, bo wiedzą, że pogrążą się przed każdym sądem. Wolą sugestie, wolą domysły, wolą pytania na poziomie Leppera zagadującego o Klewki. Jak mniemam z dziennikarskiej troski i rzetelności, a nie w ramach rewanżu za to, że pozwałem ich do sądu, wolą pisać teksty mające w domyśle świadczyć o rzekomej bezstronności ich kolegi z konkurencyjnej redakcji. Ważne, by podejrzewany o wielokrotne łapówkarstwo i kłamstwo Karnowski kolejny raz umacniał opinię publiczną w przekonaniu, że jest już ofiarą nie tylko spisku służb, prokuratury, polityków opozycji, polowania na premiera, ale także dziennikarzy „Rzeczpospolitej”.
Nie należy się dziwić, że każdy łapówkarz, czy też przestępca wszystkimi możliwymi metodami próbuje wykazać, że winę za jego problemy ponoszą wszyscy, poza nim samym. Sterlingowowi i Wąsowi wyjaśniam, że znajomy mi redaktor „Rzeczpospolitej”, który według sugestii podejrzewanego o łapówkarstwo polittyka miałby być zależny ode mnie finansowo, nie ujawnił "afery sopockiej" i nigdy nie napisał samodzielnie tekstu o tej sprawie. Wynika to wprost z publikacji. Jak przyznał Paweł Lisicki, redaktor naczelny „Rz” dziennikarz ten o swojej znajomości ze mną poinformował przełożonych zanim jego redakcja opublikowała pierwsze teksty na ten temat mieszkania „na mamę”. Przypuszczam, że z tego właśnie powodu opisywaniem „afery sopockiej” i weryfikacją materiałów z nią związanych zajęli się głównie dziennikarze „Rzeczpospolitej” z Katowic i Warszawy. O tym czy ich teksty były bezstronne najlepiej świadczą zarzuty łapówkarskie, jakie postawiła Karnowskiemu prokuratura i fakt, że sam Karnowski nigdy nie zdecydował się pozwać tych dziennikarzy za rzekomo pozbawione bezstronności publikacje na jego temat. Dlaczego tego nie zrobił, skoro uważa, że jest inaczej? Dlaczego nie wskazał publikacji, które według niego miałyby być nacechowane brakiem bezstronności? Tych pytań Wąs i Sterlingow podejrzewanemu o łapówkarstwo i kłamstwo Jackowi Karnowskiemu nie zadali.
Dla zainteresowanych zamieszczam poniżej przykłady publikacji dziennikarzy i współpracowników Gazety Wyborczej zamieszczanych przed referendum z dnia 17 maja 2009 roku w sprawie odwołania Jacka Karnowskiego z funkcji prezydenta Sopotu. Jeden z tekstów opublikowany został pod koniec 2009 roku.
1. ŁAPY PRECZ OD SOPOTU
Fragment artykułu opublikowany na lokalnych stronach GW w dniu 31 03 2009 roku. Autorem jest red. Bożena Aksamit.
„... Skoro Jacek Karnowski czuje się niewinny, wierzę jemu. A nie prokuratorom. Im uwierzę dopiero, gdy sąd prezydenta skarze. A wcześniej daję mu pełne prawo do obrony dobrego imienia.Po trzecie, sopocianie - czy to się politykom podoba, czy nie - nie raz, nie dwa widzieli, jak Karnowski przyjeżdżał sprawdzać, czy dobrze położono nowy chodnik, czy równo przycięto drzewa.I zapewniam, że nie było tam dziennikarzy. Miasto to nie tylko frazesy, kawiarnie i molo - to chodniki, krzaki i psie kupy. W Sopocie po prostu dobrze się mieszka i żyje. Szanowni państwo: pozwólcie nam więc spokojnie zdecydować, czy chcemy, aby Jacek Karnowski został, czy też nie."
2. BRONIĘ JACKA KARNOWSKIEGO PRZED PAŃSTWEM
Fragment artykułu Aleksandra Halla, przyjaciela Jacka Karnowskiego opublikowany 1 kwietnia 2009roku w ogólnopolskim wydaniu Gazety Wyborczej.
Prezydent Sopotu od dawna był obiektem ataków PiS. Zajęło się nim CBA, a więc służba, która w opinii samego premiera jest "bardziej ich". Czyli PiS-u
"W Sopocie 17 maja odbędzie się referendum, które zadecyduje o politycznej przyszłości Jacka Karnowskiego - prezydenta miasta, któremu Prokuratura Krajowa postawiła zarzut korupcji. Jak wielu innych mieszkańców miasta zaangażowałem się w obronę dobrego imienia Karnowskiego i zachęcam sopocian do głosowania przeciwko jego odwołaniu.(...) Nie mogę nie zauważyć dziwnej zbieżności - latem ubiegłego roku przyjechał do Sopotu poseł Zbigniew Ziobro, aby triumfalnie ogłosić - wraz z posłem Jackiem Kurskim - że w Sopocie władza znajduje się w niecnych rękach prezydenta Karnowskiego. Po długim śledztwie nękającym nie tylko Karnowskiego, ale też wielu pracowników Urzędu Miejskiego w Sopocie, zarzuty i dwukrotny wniosek o areszt wobec prezydenta Sopotu postawił prokurator krajowy Zbigniew Niemczyk, który zrobił błyskawiczną karierę za czasów ministra Ziobry i jemu zawdzięcza swe stanowisko. Nie twierdzę, że prokurator Niemczyk działa w tej sprawie ze złą wolą. Skłamałbym jednak, gdybym napisał, że nie mam takich podejrzeń(...)"
3. TO JEST TAKA POLSKA ROZMOWA, JAKICH WIELE
Fragment wywiadu autorstwa red. Krzysztofa Katki z „ekspertem” z dnia 25 kwietnia 2009 roku, który ukazał się w lokalnym dodatku „Gazety Wyborczej”. Dowiedziałem się z niego między innymi, że Karnowski doprowadził do wybrania mnie na szefa stowarzyszenia „Młodzi Konserwatyści” i załatwił mi miejsce na liście wyborczej PO.
Czy nagrana rozmowa z Julkem dyskredytuje politycznie prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego?Wywiad z dr. hab. Bohdanem Szklarskim, wiceszefem Katedry Politologii Collegium Civitas w Warszawie.
BOHDAN SZKLARSKI: Karnowski jest na tym nagraniu stroną aktywniejszą. Mówi tam albo niezwykle inteligentny człowiek, który coś załatwia na zasadzie niedomówień wiedząc, że w razie wpadki jego słowa nie będą w sądzie wystarczającym dowodem, albo ten człowiek został zachęcony do swoich wypowiedzi i dość ostrożnie porusza temat wiedząc, że Julke nie jest w biznesie nowicjuszem. Sądzę jednak, że jest to po prostu taka polska rozmowa, jakich wiele. Niech pan sobie pomyśli - psuje się panu auto i znajomy poleca panu warsztat. Więc zakłada pan, że zrobią auto uczciwie.(...)
Karnowski ma jeszcze szansę pozostać w polityce?
(..) Sopocianie w tym głosowaniu mogą zachować się tak, jak kiedyś Austriacy. W 1986 r. Kurt Waldheim kandydował na prezydenta tego kraju i wyciągnięto mu, że oddziały Wehrmachtu, w których służył podczas II wojny światowej, dopuszczały się zbrodni. Cały świat krzyczał z oburzeniem, ale Austriacy wybrali go na prezydenta, a oskarżenia nigdy nie zostały udowodnione.
4. JAK KARNOWSKI POPULARNOŚĆ ZBUDOWAŁ
Fragment artykułu opublikowanego 05 maja 2009 roku autorstwa red. Bożeny Aksamit
Niech każdy głosuje, jak mu rozum i sumienie nakazuje, a nie pod jakimikolwiek naciskami. Na tym polega wolny i demokratyczny wybór - mówi o referendum w sprawie odwołania prezydenta sopocianka Teresa Perko
(...) Mimo tego że po półrocznym śledztwie postawiono Karnowskiemu zarzuty, mimo ataków Zbigniewa Ziobry, Jacka Kurskiego i sopockich działaczy PiS-u, mimo gróźb ze strony Platformy Obywatelskiej - mieszkańcy i radni woleli zaufać prezydentowi niż prokuraturze i politykom. Półtora miesiąca temu Piotr Semka, dziennikarz "Rzeczpospolitej", napisał na swoim blogu: "Donald Tusk przenosi się z sopockich struktur Platformy Obywatelskiej do gdańskich. Premier długo apelował i prosił. Argumentował i dawał do zrozumienia. Nic jednak nie pomogło. Lider PO porzuca więc sopockie struktury swojej partii, które - z uporem godnym lepszej sprawy - bronią prezydenta miasta Jacka Karnowskiego. A władze krajowe Platformy nakazują dyscyplinarne rozwiązanie swojej sopockiej organizacji. (...) Wsłuchajmy się w to, o czym plotkują sopockie kawiarnie. Na ostre oceny może się poważyć tylko ten, kto wcześniej sam zderzy się z aksamitną potęgą Public Relations Karnowskiego".
Internauta Maciej R. odpisał: "A może po prostu Jacek Karnowski to uczciwy człowiek, o tym Pan nie pomyślał, Panie Semka, bo nie pasuje to do Pana tezy i Pana Przyjaciela Jacka Kurskiego. Jacek Karnowski to normalny (to takie passé w Warszawie) człowiek, który jest blisko ludzi i za to go sopocianie kochają".
Podobne głosy płynęły do redakcji "Gazety".
Mam zaufanie do tego człowieka w przeciwieństwie do jego eksprzyjaciela Julkego, którego donos jest obrzydliwy i moralnie dwuznaczny. Niech każdy głosuje, jak mu rozum i sumienie nakazuje, a nie pod jakimikolwiek naciskami. Chyba na tym polega wolny i demokratyczny wybór - napisała w liście Teresa Perko.
Niech pan się trzyma, panie prezydencie - słyszę, gdy wychodzę z sopockiego magistratu. Jacka Karnowskiego pozdrawia starszy pan, który wyszedł z psem na spacer.
To pracownik urzędu? - pytam Karnowskiego. Spotykamy się, bo chcę, żeby prezydent opowiedział mi o swoich wadach i zaletach. Nie - śmieje się. - Bardzo dużo osób tak się zachowuje. Wczoraj od taksówkarza w Warszawie usłyszałem: "Niech pan się nie da!".
Jacka Karnowskiego bronią: naukowcy, politycy, księża i aktorzy, m.in. arcybiskup Tadeusz Gocłowski, Lech Wałęsa, Władysław Bartoszewski, Aleksander Hall i Jarosław Gowin.(...)
Jest człowiekiem o intuicyjnie wyczuwalnej uczciwości, dlatego tak przyciąga ludzi, ale czasami potrafi być wręcz obcesowy i gburowaty- mówi prof. Michał Woźniak, kierownik Katedry i Zakładu Chemii Medycznej AMG i przewodniczący zarządu koła PO w Sopocie. (...)
Początek formularza
5. „MAJ – KARNOWSKI I JEGO UKŁAD”
Cytat z artykułu stanowiącego podsumowanie roku 2009 autorstwa Marka Sterlingowa opublikowany 24 grudnia 2009 roku.
„Co najważniejsze, maj zaczął się długim weekendem. Zaraz po powrocie całe Trójmiasto zaczęło żyć referendum w sprawie odwołania Jacka Karnowskiego. Wygra, nie wygra, winny, niewinny - dyskusjom nie było końca. Ostatecznie odniósł miażdżące zwycięstwo, poparło go ponad 60 procent wyborców. Układ sopocki okazał się dużo większy, niż prokuratura początkowo sądziła. CBA wezwało posiłki, sprawa stała się rozwojowa.”
Miasto płaciło "Wyborczej" za powierzchnie reklamowe
Gdy urzędująca burmistrz Fromborka opłacała swoją kampanię w ten właśnie sposób, to prokuratura, po powiadomieniu, nie dopatrzyła się naruszenia prawa. A przecież burmistrz miała swój komitet wyborczy, a opłacała ogłoszenia z pieniędzy samorządowych, czyli też moich.
Jako mieszkaniec Trójmiasta muszę przyznać, że nie mam do Pana pełnego zaufania. Mam nadzieję, że mnie Pan zrozumie i wybaczy ;-) Tym niemniej trzymam za Pana kciuki, gdyż nie wyobrażam sobie, aby w tej całej aferze tylko Pan został tym przysłowiowym "kozłem ofiarnym", a pozostałej części "towarzystwa" wszystko miałoby ujść na sucho. Oboje doskonale wiemy jakie cuda się dzieją w tym naszym Trójmieście od lat. To się kiedyś musi skończyć i wierzę, że się skończy.
Poniżej zamieszczam przeprowadzony ze mną w pełni autoryzowany wywiad, który potem został zmanipulowalny przez Marka Wąsa i Marka Sterlingowa z "Gazety Wyborczej". Dziennikarze Ci podobnie, jak w ostatniej publikacji wielokrotnie okłamywali i manipulowali opinią publiczną na mój temat. Pod wywiadem zautoryzowanym zamieszczam ten, który w wersji zmanipulowanej ukazał się na łamach wyborczej. Kolorem czerwonym zaznaczam zmanipulowane przez Wąsa i Sterlingowa fragmenty.
Wywiad zautoryzowany:
TO NIE JA POWINIENEM SIĘ TŁUMACZYĆ!
Rozmowa ze Sławomirem Julke, biznesmenem, który nagrał prezydenta Sopotu
Marek Wąs, Marek Sterlingow: - Zaczął już pan wychodzić z domu?
Sławomir Julke: Panowie! Pierwsze pytanie i na wejściu nieprawdziwa sugestia. Media przykleiły mi łatkę: donosiciel, zdradził przyjaciela, teraz wstydzi się wychodzić. Nie jest to prawdą. Niczego się nie wstydzę, niczego nie żałuję. Zgłosiłem prokuraturze propozycję korupcyjną, bo nie zamierzałem iść do więzienia z powodu niezgodnych z prawem działań polityka, który udając kumpla znalazł się w moim otoczeniu. Jacek Karnowski nigdy nie był moim przyjacielem. Poznaliśmy się w 2006 roku. Moim co najwyżej kolegą był przez kilka krótkich miesięcy 2007 roku. Gdy zorientował się, że inaczej definiujemy koleżeństwo nasze kontakty się rozluźniły, a mniej więcej od pół roku przed ujawnieniem przeze mnie propozycji korupcyjnej nasze relacje były już chłodne. Jednym z dowodów na to, co mówię niech będzie chociażby to zabawne, postawione przez niego rusztowanie przed domem towarowym po to, by zaszkodzić mojemu najemcy. Czy gdyby był moim przyjacielem, jak Was wielokrotnie zapewniał to zrobiłby coś takiego… ? Wracając do pytania na temat tego, czy żyję normalnie? Zdecydowanie tak. Przede wszystkim spędzam mnóstwo czasu z rodziną, od kilku dni ze wspaniałą córką. Mam świetne siostry, oczywiście normalnie pracuję. Realizuję swoje marzenie jakim była od wielu lat nauka gry na fortepianie. Czasem wyskoczę na piwo z tymi prawdziwymi przyjaciółmi i kumplami, wśród których nie ma miejsca dla ludzi pokroju Karnowskiego.
No to chodźmy do Spatifu. To kultowa knajpka w Sopocie.
Tam rzeczywiście już nie chodzę. W Sopocie wolę Sfinksa, czy Soho. Mniej nadęcia i pseudo elitaryzmu. Rozumiem podtekst pytania, ale nie jest prawdą lansowana w sondażach teza, że cały Sopot i Spatif stoją murem za Karnowskim. Kilku kultowych, sztandarowych bywalców Spatifu utrzymuje ze mną dobre relacje i nie wydaje mi się, aby ufali Karnowskiemu i wierzyli w jego słowa. Wiele osób, których nie znam wspiera mnie i rozumie, bo podobnie jak ja uważają, że należy się bronić przed nieuczciwymi politykami nadużywającymi władzy. Pewnie dlatego zgłaszają się do mnie dziesiątki ludzi z własnymi problemami na linii petent-urząd. Zaskakująca jest dla mnie ta rola, ale jeśli jestem w stanie to pomagam.
Stał się pan sławny.
O tak, każda rozmowa biznesowa zaczyna się od żarciku, czy już włączyłem sprzęt. Ale powtarzam, większość ludzi, z którymi mam na co dzień kontakt rozumie, że media kreują własną rzeczywistość. Tymczasem w "aferze sopockiej" to nie ja jestem czarna owcą. Zrobiłem to, co każdy uczciwy człowiek powinien zrobić i nie mam zamiaru z niczego się tłumaczyć. To nie mi prokurator postawił korupcyjne zarzuty, to nie ja za darmo remontowałem sobie dom, to nie ja kłamałem w oświadczeniu, że nic mnie nie łączy z firmą własnego kolegi, który po korzystnych cenach sprzedaje i za darmo serwisuje mi samochody.
Po pół roku śledztwa słabe te zarzuty. O żadne wielkie przekręty Karnowski nie jest podejrzany.
Jest odwrotnie niż mówicie. Al Capone też poszedł siedzieć za podatki. Czy to znaczy, że to słabe i śmieszne? Rozumiem, że dla wielu Karnowski byłby winny dopiero wtedy, gdyby pokazano film jak w ciemnych okularach przyjmuje łapówkę, najlepiej w dolarach wyciąganych z walizki. Tyle, że to tylko scenariusz filmowy. Korupcja w rzeczywistości ma inny wymiar i widać go właśnie w sprawie Karnowskiego. Drobne przysługi, ulgi, coś za coś, jednym słowem tanie geszefty, a w tle korzystne decyzje, lepsze traktowanie, pierwszeństwo obsługi. Zwróćcie proszę uwagę, że ja zgłosiłem prokuraturze jedną sprawę, czyli próbę wyłudzenia przez prezydenta dwóch mieszkań przy ul. Czyżewskiego. O nic więcej go nie oskarżałem. Tymczasem prokurator postawił Karnowskiemu aż osiem zarzutów. W tym jeden, według mnie najważniejszy – ewidentnego kłamstwa. Karnowski, jego pr-owcy i kilku jego, często zdezawuowanych politycznie kolegów, chcą nas utwierdzić w przekonaniu, że to wszystko śmieszne sprawy. Ale moim zdaniem są to sytuacje jednoznacznie kompromitujące polityka, którego z pensją kilkunastu tysięcy złotych stać na płacenie za rozmaite usługi czy zakupy. Zapytajcie przeciętnego człowieka ile musi pracować, by zarobić 70 tysięcy, bo na tyle wyceniono gratisy jakie dostawał Karnowski. 2 czy 3 lata? Czy Wam też dilerzy naprawiają za darmo samochody? Czy Wasz diler też odkupuje od Was auta po trzech latach użytkowania, z przebiegiem większym o kilkadziesiąt tysięcy kilometrów za cenę wyższą niż mu za nią pierwotnie zapłaciliście? Karnowski to bagatelizuje, media, szczególnie sopockie go wspierają, ale ludzie, którzy ciężko pracują na swój chleb wiedzą swoje. Mam nadzieję i wierzę w to, że w referendum dadzą temu wyraz.
Pan mówi, że nie ma się z czego tłumaczyć. Tymczasem zniszczył Pan dyktafon, na którym nagrał Pan Karnowskiego, Tuska i Bóg wie kogo jeszcze.
To odgrzewanie starego kotleta po to, by odwrócić uwagę od sedna sprawy. Proszę ponownie nie sugerować, że nagrałem Pana premiera. Jest to totalne kłamstwo, które po raz wtóry dementuję. O tym, że nie ma dyktafonu poinformowałem prokuratorów na początku sprawy, a mimo to inne dowody i okoliczności pozwoliły postawić Karnowskiemu zarzuty. Przypomnę chociażby fakt, że Karnowski zaraz po wybuchu afery twierdził, że na Czyżewskiego niczego nie można było nadbudować i już przed naszą rozmową według niego została wydana w tej sprawie opinia negatywna. Dzisiaj już wiecie, że zostaliście okłamani. Prezydent mijał się z prawdą, bo ta negatywna opinia była antydatowaną fałszywką, która miała pomóc Karnowskiemu. W rzeczywistości sporządzono pozytywną opinię zezwalającą na wykonanie tej inwestycji. Tyle, że schowano ją „do szuflady” i nigdy mi jej nie doręczono. Widać tu jak na dłoni kłamstwo, ale z żalem stwierdzam, że nie wyciągacie z tego wniosków i nadal z dużym zaufaniem odnosicie się do rewelacji prezydenta.
Prokurator nie ma oryginalnego nagrania tylko kopię. Jak sąd odrzuci ten dowód to pana oskarżenia o korupcję będzie można włożyć między bajki.
Nie spędza mi to snu z powiek. Wystarczy mi to, że prokurator uznał, że to próbowano mnie skorumpować, a ujawnienie przeze mnie tej sprawy doprowadziło z kolei do ujawnienia innych działań korupcyjnych Jacka Karnowskiego. Przypomnę Wam, że w ub. roku przez dwa tygodnie składałem zeznania i wszystko obszernie wyjaśniałem prokuratorowi. Niezależny biegły, a nie ten opłacany przez Karnowskiego, uznał, że nagranie nie jest zmanipulowane, że może być dowodem w sądzie. Teraz prezydent wraca do tego wątku, bo jakoś musi się bronić, by wygrać referendum. Marzy mu się casus słynnego „ziobrowego gwoździa”. Chciał, by z tego powodu umorzono śledztwo, a jak wiecie w ostatni czwartek prokuratura, a wcześniej sąd uznały, że zebrane dowody uprawdopodabniają popełnienie przez niego przestępstw i dlatego ten sporządzony pod publiczkę wniosek Karnowskiego trafił na makulaturę.
Media zastanawiają się co Pan ukrywa.
Myślę, że nie tyle media, co ludzie, którzy swoimi działaniami mogli doprowadzić mnie i moją rodzinę do utraty życiowego majątku boją się mojej wiedzy i jej ewentualnego upublicznienia. Ale tak to już jest, że nieuczciwi ludzie oglądają się za siebie. To jednak ich, a nie mój problem. Ja mam ten komfort, że nawet najbliżsi współpracownicy Karnowskiego, ludzie którzy mnie w stadnym instynkcie potępili, wiedzą, że w bezpośrednich relacjach jakie z nimi miałem nie mogą mieć do mnie o nic żalu i pretensji. Byłem w stosunku do nich serdeczny i uczciwy. Nie sadzę, że takie odczucia będą mieć finalnie w stosunku do Karnowskiego.
Nagranie to nie jedyny dowód. Są świadkowie, są okoliczności, są fałszowane dokumenty mające dawać alibi Karnowskiemu. Niech to oceni sąd. Znam jak nikt czynniki wpływające na moje postępowanie. To są sprawy czysto prywatne i prokurator zna motywy mojego działania.
Prywatne, czy nagranie premiera? A może innych polityków, może dziennikarzy?
Nie ma żadnego nagrania premiera. Na to również jest koronny dowód i mam nadzieję, że zarówno Pan premier, jak i ludzie, którzy się tą sprawą jeszcze interesują będą mogli się o tym w przyszłości przekonać.
Sam Pan wpadł na pomysł nagrania Tuska? A może ktoś pana do tego namawiał?
Ile razy mam mówić, że nie ma żadnego nagrania premiera. Poszedłem do Pana premiera, bo uznałem, że bezpośrednie poinformowanie Go o tej sprawie zagwarantuje bezpieczeństwo mojej rodzinie na wypadek, gdyby mi się coś stało. W kontekście masowych umorzeń śledztw dotyczących działań Jacka Karnowskiego działanie było to racjonalne i słuszne. Dziś tak samo, bez żadnych ogródek, gdybym miał taką możliwość poszedłbym do najważniejszego człowieka w państwie (mam nadzieję, że Prezydent Lech Kaczyński się nie obrazi), by powiedzieć mu o tym, co mi grozi i czego się obawiam.
Pytanie, które od początku sprawy krąży po Sopocie: czy jest pan agentem CBA?
Chciano by abym był. Najbardziej chciałby tego Karnowski i nie należy mu się dziwić, bo upolitycznienie tej sprawy na wzór Wądołowskiego i Sawickiej leży w jego interesie. Powtarzano to wielokrotnie. Sugerowano, że chciałem obalić rząd, że ktoś mnie szantażuje. Że musiałem to zrobić. Tymczasem, z agentami CBA zetknąłem się pierwszy raz w życiu po ujawnieniu przeze mnie tej sprawy. To co się wydarzyło przy okazji „afery sopockiej” uświadomiło mi jak głęboko, jako naród tkwimy mentalnie w PRL-u. Zdemaskowanie skorumpowanego polityka, to w odbiorze społecznym wciąż obrzydliwy donos, a nie działanie zgodnie z prawem. Zarzucają mi, że nagrałem, że to świństwo, a jak miałem się bronić? Spisać pamiętnik? CBA z kolei to synonim SB. Jak czytam niektóre artykuły i opinie bądź co bądź uznanych publicystów to mam wrażenie, że przeoczyli istotny fakt, że od 1989 roku żyjemy w wolnym państwie, a jego służby, to nie agendy KGB. W mojej sprawie mało kto wziął pod uwagę prawdziwy scenariusz – obawiający się o bezpieczeństwo swojej rodziny i swoje człowiek kontra skorumpowany urzędnik nadużywający władzy. Wielokrotnie mówiłem, że nagrałem Karnowskiego, bo się go bałem i mu nie ufałem, a gdy było to już dla mnie bezpieczne...
Bezpieczne?
Tak, bo rozmowę nagrałem w marcu, a dopiero w lipcu zakończyłem kluczowe dla mnie transakcje i wtedy zaniosłem to nagranie do prokuratury. Pamiętajcie, że w czasie, gdy Karnowski składał mi propozycję korupcyjną, mój cały majątek był zastawiony po to, by sfinalizować kluczową dla mnie transakcję życia. Zastawiłem dosłownie wszystko co miałem. Nie miałem żadnej gwarancji, że ta sprawa nie wypłynie szybciej i wypną się na mnie banki i partnerzy biznesowi. Zastanówcie się dlaczego na siłę szuka się drugiego dna, tworzy się spiskowe teorie? Dlaczego ja mam się tłumaczyć? Czy to mi postawiono zarzuty?
Tego dnia, gdy informował pan premiera o propozycji Karnowskiego miał pan włączony dyktafon. Więc proszę się nie dziwić, że padają pytania, czy ktoś pana do tego nakłonił. Może CBA, a może dziennikarze chcieli zastawić pułapkę na Tuska?
Nikt do niczego mnie nie nakłaniał. Było wręcz odwrotnie. Odwodzono mnie od tej decyzji. Moja rodzina i najbliżsi byli przerażeni tym, że zamierzam złożyć doniesienie do prokuratury. W trosce o nich poszedłem do premiera i wiedziałem, że jak mu o wszystkim powiem to nie będzie już odwrotu. Na mecz zabrałem dyktafon, bo po pierwsze wiedziałem, że będzie tam Karnowski. Po drugie w trosce o bezpieczeństwo mojej rodziny chciałem mieć dowód, że tego dnia tam byłem, bo uprzedziłem ich, że powiem o sprawie premierowi. Samej rozmowy z premierem nie nagrałem i nagrywać nie zamierzałem. Doszedłem do przekonania, że jeśli ta rozmowa zostanie wykorzystana przeciwko mnie to będzie jasny znak dla mnie i mojej rodziny, że nie warto tu żyć. Na szczęście nic takiego się nie stało. Jak wiecie premier, następnego dnia polecił sprawdzić czy rzeczywiście złożyłem doniesienie do prokuratury, a samą treść bardzo dokładnie i zgodnie z prawdą sam zrelacjonował dziennikarzom. I to wszystko w sprawie dyktafonu na meczu. Teraz przedmiotem debaty powinny być zarzuty, które prokuratura stawia Jackowi Karnowskiemu. Dziwnym trafem nie są.
Warto chyba zastanowić się nad wiarygodnością osoby, która rzuca oskarżenie?
Oczywiście zgadzam się z tym. Ale nie odwracajcie sedna sprawy, bo nie mi postawiono 8 zarzutów korupcyjnych. To nie ja mimo wielu wysiłków i pokus i okazji związanych z budowaniem własnej firmy, jej rozwijaniem, inwestowaniem mam korupcyjne zarzuty. Popełniałem błędy jak każdy, ale nikt nie może stwierdzić, że kogoś okradłem lub dorobiłem się nieuczciwie. To był i jest do dziś ciężka praca, spłacanie kredytów i troska o dalsze funkcjonowanie. Wiele redakcji zaś kosztem mojej osoby relacjonuje tę sprawę jakby były obrońcami prezydenta Sopotu. Rozumiem, nie mam takiej siły przebicia do mediów jak Jacek Karnowski. I nie szukam do nich dojść za wszelką cenę, czekam na sąd, choć do kilku dziennikarzy mam zastrzeżenia, że tendencyjnie relacjonują aferę. Jednak nie obrażam się na rzeczywistość, bo nikt mnie nie zmuszał do tego, by iść do prokuratury. Zrobiłem to z własnej woli i nie żałuję tego kroku choć czasem mam wrażenie, że to już nie jest już debata o tym czy polityk, nad którym ciążą korupcyjne zarzuty powinien nadal sprawować swoją funkcję, a bardziej frakcyjna walka między tytułami prasowymi i kanałami telewizyjnymi, o to, która bardziej zdezawuuje doniesienia konkurencji w tej sprawie. Jest to smutne, bo przed nami bardzo groźny precedens w historii polskiego samorządu. Oskarżany o korupcję polityk chce się uwiarygodnić mandatem społeczeństwa, które nie ma zielonego pojęcia na temat dowodów, jakie przeciwko temu politykowi zgromadzono. A media, które jak zawsze uważałem powinny być bezstronnym obserwatorem, stały się poniekąd zaangażowanym uczestnikiem tych igrzysk.
Idzie pan na referendum w sprawie odwołania Karnowskiego?
Jeżeli będę na liście wyborców to oczywiście pójdę. Wierzę w Sopocian i wierzę w to, że są ludźmi praworządnymi, którzy odwołają Karnowskiego, a pozwolą wrócić mu w glorii i chwale do władzy tylko wtedy, gdy oczyści się z zarzutów wielokrotnej korupcji. Podkreślam wielokrotnej korupcji.
Rozmawiali Marek Wąs, Marek Sterlingow.
PONIŻEJ WERSJA ZMANIPULOWANA PRZEZ WĄSA I STERLINGOWA:
Rozmowa ze Sławomirem Julke, biznesmenem, który nagrał prezydenta Sopotu
Marek Wąs, Marek Sterlingow: Zaczął już pan wychodzić z domu?
Sławomir Julke: Panowie! Pierwsze pytanie i na wejściu nieprawdziwa sugestia. Media przykleiły mi łatkę: donosiciel, zdradził przyjaciela, teraz wstydzi się wychodzić. Nie jest to prawdą. Niczego się nie wstydzę, niczego nie żałuję. Zgłosiłem prokuraturze propozycję korupcyjną, bo nie zamierzałem iść do więzienia z powodu niezgodnych z prawem działań polityka, który udając kumpla, znalazł się w moim otoczeniu.
W TYM MIEJSCU DOPISALI PO AUTORYZACJI WYWIADU PYTANIE ZMIENIAJĄCE SENS WYPOWIEDZI:
A nie było przypadkiem odwrotnie? To panu bardziej zależało na kontaktach z nim.
- Jacek Karnowski nigdy nie był moim przyjacielem. Poznaliśmy się w 2006 roku. Moim co najwyżej kolegą był przez kilka krótkich miesięcy 2007 roku. Gdy zorientował się, że inaczej definiujemy koleżeństwo, nasze kontakty się rozluźniły, a mniej więcej od pół roku przed ujawnieniem przeze mnie propozycji korupcyjnej nasze relacje były już chłodne. Jednym z dowodów na to, co mówię, niech będzie chociażby to zabawne postawione przez niego rusztowanie przed domem towarowym po to, by zaszkodzić mojemu najemcy. Czy gdyby był moim przyjacielem, jak was wielokrotnie zapewniał, to zrobiłby coś takiego? Wracając do pytania na temat tego, czy żyję normalnie. Zdecydowanie tak. Przede wszystkim spędzam mnóstwo czasu z rodziną, od kilku dni ze wspaniałą córką. Mam świetne siostry, oczywiście normalnie pracuję. Realizuję swoje marzenie, jakim była od wielu lat nauka gry na fortepianie. Czasem wyskoczę na piwo z tymi prawdziwymi przyjaciółmi i kumplami, wśród których nie ma miejsca dla ludzi pokroju Karnowskiego.
No to chodźmy do Spatifu. To kultowa knajpka w Sopocie.
- Tam rzeczywiście już nie chodzę. W Sopocie wolę Sfinksa czy Soho. Mniej nadęcia i pseudoelitaryzmu. Rozumiem podtekst pytania, ale nie jest prawdą lansowana w sondażach teza, że cały Sopot i Spatif stoją murem za Karnowskim. Kilku kultowych, sztandarowych bywalców Spatifu utrzymuje ze mną dobre relacje i nie wydaje mi się, aby ufali Karnowskiemu i wierzyli w jego słowa. Wiele osób, których nie znam, wspiera mnie i rozumie, bo podobnie jak ja uważają, że należy się bronić przed nieuczciwymi politykami nadużywającymi władzy. Pewnie dlatego zgłaszają się do mnie dziesiątki ludzi z własnymi problemami na linii petent-urząd.
W TYM MIEJSCU WYCIĘLI CZĘŚĆ WYPOWIEDZI
Stał się pan sławny.
- O tak, każda rozmowa biznesowa zaczyna się od żarciku, czy już włączyłem sprzęt. Ale powtarzam, większość ludzi, z którymi mam na co dzień kontakt, rozumie, że media kreują własną rzeczywistość. Tymczasem w "aferze sopockiej" to nie ja jestem czarną owcą. Zrobiłem to, co każdy uczciwy człowiek powinien zrobić i nie mam zamiaru z niczego się tłumaczyć. To nie mi prokurator postawił korupcyjne zarzuty, to nie ja za darmo remontowałem sobie dom..
W TYM MIEJSCU WYCIĘLI CZĘŚĆ WYPOWIEDZI
Po pół roku śledztwa słabe te zarzuty. O żadne wielkie przekręty Karnowski nie jest podejrzany.
- Jest odwrotnie niż mówicie. Al Capone też poszedł siedzieć za podatki. Czy to znaczy, że to słabe i śmieszne? Rozumiem, że dla wielu Karnowski byłby winny dopiero wtedy, gdyby pokazano film, jak w ciemnych okularach przyjmuje łapówkę, najlepiej w dolarach wyciąganych z walizki. Tyle że to tylko scenariusz filmowy. Korupcja w rzeczywistości ma inny wymiar i widać go właśnie w sprawie Karnowskiego. Drobne przysługi, ulgi, coś za coś, jednym słowem tanie geszefty, a w tle korzystne decyzje, lepsze traktowanie, pierwszeństwo obsługi. W TYM MIEJSCU DOPISALI PO AUTORYZACJI WYWIADU PYTANIE ZMIENIAJĄCE SENS WYPOWIEDZI:
A pan był lepszy? U pana w kawiarni nie przyjmował pan pieniędzy od żadnych wpływowych osób.
- Zwróćcie proszę uwagę, że ja zgłosiłem prokuraturze jedną sprawę, czyli próbę wyłudzenia przez prezydenta dwóch mieszkań przy ul. Czyżewskiego. O nic więcej go nie oskarżałem. Tymczasem prokurator postawił Karnowskiemu aż osiem zarzutów. W tym jeden według mnie najważniejszy - ewidentnego kłamstwa. Karnowski, jego PR-owcy i kilku jego, często zdezawuowanych politycznie kolegów, chcą nas utwierdzić w przekonaniu, że to wszystko śmieszne sprawy. Ale moim zdaniem są to sytuacje jednoznacznie kompromitujące polityka, którego z pensją kilkunastu tysięcy złotych stać na płacenie za rozmaite usługi czy zakupy. Zapytajcie przeciętnego człowieka, ile musi pracować, by zarobić 70 tysięcy, bo na tyle wyceniono gratisy, jakie dostawał Karnowski. Dwa czy trzy lata?
W TYM MIEJSCU DOPISALI PO AUTORYZACJI WYWIADU PYTANIE ZMIENIAJĄCE SENS WYPOWIEDZI:
A ile kosztowała pana kawa, jaką pan postawił znajomym politykom? Pewnie też uzbierałoby się kilkanaście tysięcy.
- Czy wam też dilerzy naprawiają za darmo samochody? Czy wasz diler też odkupuje od was auta po trzech latach użytkowania, z przebiegiem większym o kilkadziesiąt tysięcy kilometrów za cenę wyższą, niż mu za nią pierwotnie zapłaciliście? Karnowski to bagatelizuje, media, szczególnie sopockie, go wspierają, ale ludzie, którzy ciężko pracują na swój chleb, wiedzą swoje. Mam nadzieję i wierzę w to, że w referendum dadzą temu wyraz.
Pan mówi, że nie ma się z czego tłumaczyć. Tymczasem zniszczył pan dyktafon, na którym nagrał pan Karnowskiego, Tuska i Bóg wie kogo jeszcze.
- To odgrzewanie starego kotleta po to, by odwrócić uwagę od sedna sprawy. Proszę ponownie nie sugerować, że nagrałem pana premiera. Jest to totalne kłamstwo, które po raz wtóry dementuję. O tym, że nie ma dyktafonu, poinformowałem prokuratorów na początku sprawy, a mimo to inne dowody i okoliczności pozwoliły postawić Karnowskiemu zarzuty. Przypomnę chociażby fakt, że Karnowski zaraz po wybuchu afery twierdził, że na Czyżewskiego niczego nie można było nadbudować i już przed naszą rozmową według niego została wydana w tej sprawie opinia negatywna. Dzisiaj już wiecie, że zostaliście okłamani. Negatywna opinia była antydatowaną fałszywką, która miała pomóc Karnowskiemu.
W TYM MIEJSCU DOPISALI PO AUTORYZACJI WYWIADU PYTANIE ZMIENIAJĄCE SENS WYPOWIEDZI: Mówi to pan na własną odpowiedzialność. Nadal nic nie wiemy na pewno. A już na pewno kto kogo i dlaczego okłamywał.
- W rzeczywistości sporządzono pozytywną opinię zezwalającą na wykonanie tej inwestycji. Tyle że schowano ją "do szuflady" i nigdy mi jej nie doręczono. Widać tu jak na dłoni kłamstwo, ale z żalem stwierdzam, że nie wyciągacie z tego wniosków i nadal z dużym zaufaniem odnosicie się do rewelacji prezydenta.
Prokurator nie ma oryginalnego nagrania, tylko kopię. Jak sąd odrzuci ten dowód, pana oskarżenia o korupcję będzie można włożyć między bajki.
- Nie spędza mi to snu z powiek. Wystarczy mi to, że prokurator uznał, że to próbowano mnie skorumpować, a ujawnienie przeze mnie tej sprawy doprowadziło z kolei do ujawnienia innych działań korupcyjnych Jacka Karnowskiego. Przypomnę wam, że w ubiegłym roku przez dwa tygodnie składałem zeznania i wszystko obszernie wyjaśniałem prokuratorowi. Niezależny biegły, a nie ten opłacany przez Karnowskiego, uznał, że nagranie nie jest zmanipulowane, że może być dowodem w sądzie.
W TYM MIEJSCU DOPISALI PO AUTORYZACJI WYWIADU PYTANIE ZMIENIAJĄCE SENS WYPOWIEDZI::Zna pan wszystkie ekspertyzy prokuratury? Według naszych informacji mają ich kilka, w tym negatywne dla pana.
- Teraz prezydent wraca do tego wątku, bo jakoś musi się bronić, by wygrać referendum. Marzy mu się casus słynnego "ziobrowego gwoździa". Chciał, by z tego powodu umorzono śledztwo, a jak wiecie w ostatni czwartek prokuratura, a wcześniej sąd uznały, że zebrane dowody uprawdopodabniają popełnienie przez niego przestępstw i dlatego ten sporządzony pod publiczkę wniosek Karnowskiego trafił na makulaturę.
W TYM MIEJSCU DOPISALI PO AUTORYZACJI WYWIADU PYTANIE ZMIENIAJĄCE SENS WYPOWIEDZI: Szybko dorobił się pan milionów. Ciekawe by było dowiedzieć się, jak.
W TYM MIEJSCU WYCIĘLI FRAGMENT WYPOWIEDZI - Ale tak to już jest, że nieuczciwi ludzie oglądają się za siebie. To jednak ich, a nie mój problem. Ja mam ten komfort, że nawet najbliżsi współpracownicy Karnowskiego, ludzie, którzy mnie w stadnym instynkcie potępili, wiedzą, że w bezpośrednich relacjach, jakie z nimi miałem, nie mogą mieć do mnie o nic żalu i pretensji. Byłem w stosunku do nich serdeczny i uczciwy. Nie sądzę, że takie odczucia będą mieć finalnie w stosunku do Karnowskiego.
- Nagranie to niejedyny dowód. Są świadkowie, są okoliczności, są fałszowane dokumenty mające dawać alibi Karnowskiemu. Niech to oceni sąd. Znam jak nikt czynniki wpływające na moje postępowanie. To są sprawy czysto prywatne i prokurator zna motywy mojego działania.
Prywatne, czy nagranie premiera? A może innych polityków, może dziennikarzy?
- Nie ma żadnego nagrania premiera. Na to również jest koronny dowód i mam nadzieję, że zarówno pan premier, jak i ludzie, którzy się tą sprawą jeszcze interesują, będą mogli się o tym w przyszłości przekonać.
Sam pan wpadł na pomysł nagrania Tuska?
- Ile razy mam mówić, że nie ma żadnego nagrania premiera. Poszedłem do pana premiera, bo uznałem, że bezpośrednie poinformowanie go o tej sprawie zagwarantuje bezpieczeństwo mojej rodzinie na wypadek, gdyby mi się coś stało. W kontekście masowych umorzeń śledztw dotyczących działań Jacka Karnowskiego działanie było to racjonalne i słuszne. Dziś tak samo, bez żadnych ogródek, gdybym miał taką możliwość, poszedłbym do najważniejszego człowieka w państwie (mam nadzieję, że prezydent Lech Kaczyński się nie obrazi), by powiedzieć mu o tym, co mi grozi i czego się obawiam.
Pytanie, które od początku sprawy krąży po Sopocie: czy jest pan agentem CBA?
- Chciano by, abym był. Najbardziej chciałby tego Karnowski i nie należy mu się dziwić, bo upolitycznienie tej sprawy na wzór Wądołowskiego i Sawickiej leży w jego interesie. Powtarzano to wielokrotnie. Sugerowano, że chciałem obalić rząd, że ktoś mnie szantażuje. Że musiałem to zrobić. Tymczasem z agentami CBA zetknąłem się pierwszy raz w życiu po ujawnieniu przeze mnie tej sprawy. To, co się wydarzyło przy okazji "afery sopockiej", uświadomiło mi, jak głęboko jako naród tkwimy mentalnie w PRL-u. Zdemaskowanie skorumpowanego polityka to w odbiorze społecznym wciąż obrzydliwy donos, a nie działanie zgodnie z prawem. Zarzucają mi, że nagrałem, że to świństwo, a jak miałem się bronić? Spisać pamiętnik? CBA z kolei to synonim SB. Jak czytam niektóre artykuły i opinie bądź co bądź uznanych publicystów, to mam wrażenie, że przeoczyli istotny fakt, że od 1989 roku żyjemy w wolnym państwie, a jego służby to nie agendy KGB. W mojej sprawie mało kto wziął pod uwagę prawdziwy scenariusz - obawiający się o bezpieczeństwo swojej rodziny i swoje człowiek kontra skorumpowany urzędnik nadużywający władzy. Wielokrotnie mówiłem, że nagrałem Karnowskiego, bo się go bałem i mu nie ufałem, a gdy było to już dla mnie bezpieczne...
Bezpieczne?
- Tak, bo rozmowę nagrałem w marcu, a dopiero w lipcu zakończyłem kluczowe dla mnie transakcje i wtedy zaniosłem to nagranie do prokuratury. Pamiętajcie, że w czasie, gdy Karnowski składał mi propozycję korupcyjną, mój cały majątek był zastawiony po to, by sfinalizować kluczową dla mnie transakcję życia. Zastawiłem dosłownie wszystko, co miałem. Nie miałem żadnej gwarancji, że ta sprawa nie wypłynie szybciej i wypną się na mnie banki i partnerzy biznesowi. Zastanówcie się, dlaczego na siłę szuka się drugiego dna, tworzy się spiskowe teorie? Dlaczego ja mam się tłumaczyć? Czy to mi postawiono zarzuty?
Tego dnia, gdy informował pan premiera o propozycji Karnowskiego, miał pan włączony dyktafon. Więc proszę się nie dziwić, że padają pytania, czy ktoś pana do tego nakłonił.
- Nikt do niczego mnie nie nakłaniał. Było wręcz odwrotnie. Odwodzono mnie od tej decyzji. Moja rodzina i najbliżsi byli przerażeni tym, że zamierzam złożyć doniesienie do prokuratury. W trosce o nich poszedłem do premiera i wiedziałem, że jak mu o wszystkim powiem, to nie będzie już odwrotu. Na mecz zabrałem dyktafon, bo po pierwsze wiedziałem, że będzie tam Karnowski. Po drugie w trosce o bezpieczeństwo mojej rodziny chciałem mieć dowód, że tego dnia tam byłem, bo uprzedziłem ich, że powiem o sprawie premierowi. Samej rozmowy z premierem nie nagrałem i nagrywać nie zamierzałem. Doszedłem do przekonania, że jeśli ta rozmowa zostanie wykorzystana przeciwko mnie, to będzie jasny znak dla mnie i mojej rodziny, że nie warto tu żyć. Na szczęście nic takiego się nie stało. Jak wiecie premier następnego dnia polecił sprawdzić, czy rzeczywiście złożyłem doniesienie do prokuratury, a samą treść bardzo dokładnie i zgodnie z prawdą sam zrelacjonował dziennikarzom. I to wszystko w sprawie dyktafonu na meczu.
W TYM MIEJSCU USUNĘLI CZĘŚĆ WYPOWIEDZI
Warto chyba zastanowić się nad wiarygodnością osoby, która rzuca oskarżenie?
- Oczywiście zgadzam się z tym. Ale nie odwracajcie sedna sprawy, bo nie mi postawiono osiem zarzutów korupcyjnych. To nie ja, mimo wielu wysiłków, pokus i okazji związanych z budowaniem własnej firmy, jej rozwijaniem, inwestowaniem, mam korupcyjne zarzuty. Popełniałem błędy jak każdy, ale nikt nie może stwierdzić, że kogoś okradłem lub dorobiłem się nieuczciwie. To była i jest do dziś ciężka praca, spłacanie kredytów i troska o dalsze funkcjonowanie. Wiele redakcji zaś kosztem mojej osoby relacjonuje tę sprawę, jakby były obrońcami prezydenta Sopotu. Rozumiem, nie mam takiej siły przebicia do mediów jak Jacek Karnowski. I nie szukam do nich dojść za wszelką cenę, czekam na sąd, choć do kilku dziennikarzy mam zastrzeżenia, że tendencyjnie relacjonują aferę. Jednak nie obrażam się na rzeczywistość, bo nikt mnie nie zmuszał do tego, by iść do prokuratury. Zrobiłem to z własnej woli i nie żałuję tego kroku, choć czasem mam wrażenie, że to już nie jest debata o tym, czy polityk, na którym ciążą korupcyjne zarzuty, powinien nadal sprawować swoją funkcję, a bardziej frakcyjna walka między tytułami prasowymi i kanałami telewizyjnymi o to, która bardziej zdezawuuje doniesienia konkurencji w tej sprawie. Jest to smutne, bo przed nami bardzo groźny precedens w historii polskiego samorządu. Oskarżany o korupcję polityk chce się uwiarygodnić mandatem społeczeństwa, które nie ma zielonego pojęcia o dowodach, jakie przeciwko temu politykowi zgromadzono. A media, które jak zawsze uważałem powinny być bezstronnym obserwatorem, stały się poniekąd zaangażowanym uczestnikiem tych igrzysk.
Komentarz został zapisany. Będzie widoczny w ciągu kilku minut.
Wystąpił błąd, komentarz nie został zapisany. Spróbuj ponownie później.
komentarze do wpisu » Wąs i Sterlingow - manipulanci z Wyborczej
·To wygląda na gruby skandal...
...ale na cholerę pan niszczył ten dyktafon? Raz, że sprzętu szkoda, a dwa, że w tym momencie kopia nagrań na płycie CD traci wiarygodność, bo zawsze jakiś ganiający karetki adwokacina może się przypieprzyć, że zostały zmanipulowane, a oryginału odsłuchać się nie da. Pismaki już wychodzą z takimi teoriami.
zatem kwestia ta jest nieistotna. Ważne, czy te pytania na czerwono padły czy nie. Autoryzacja polega w zasadzie na ocenzurowaniu wywiadu przez udzielającego go.
Inna sprawa, że, jeśli się umówiliście, że wywiad pójdzie w takiej a nie innej formie, to dziennikarze zagrali nieuczciwie. O ile tak właśnie było.
Nie ukrywam, że kampania opluskwiania Pana wywarła na mnie pewien wpływ. Niemniej, jak się zdaje, dwóch współautorów tej kampanii - zaplątało się we własne sidła. Nie można - w środku wypowiedzi - doklejać pytań w rodzaju: "a pan sam nie dawał łapówek?", bo wtedy wychodzi, że "pytany" człowiek w ogóle się nie broni tylko zmienia temat. Ciekawe, co na to odpowiedzą dziennikarze. Jeśli faktycznie dokonali takich manipulacji, to byłoby to wyjątkowe chuligaństwo.
co jeszcze wymyślisz aby bronić swoich ulubieńców?
"Art. 14 ust. 2 Prawa Prasowego (ust. z dn. 26 stycznia 1984 r.) mówi, że dziennikarz nie może odmówić osobie udzielającej informacji autoryzacji dosłownie cytowanej wypowiedzi, o ile nie była ona uprzednio publikowana."
·Oby Pan wygral z tymi korupcyjnymi POlitykami z Sopotu !
I po co Pan sie godzil na ten wywiad. Nie znal Pan Gazety Wyborczej, manipulatorki nr 1 w Polsce. Szkoda, ze Pan nie opublikowal tego wywiadu np. w Rzepie. Ale badzmy dobrej mysli, prawda w koncu zwyciezy. trzymam kciuki.
Dziękuję. Miarka po prostu się przebrała. Nie zamierzam dalej czekać i pozwalać na publikowanie kłamstw i manipulacji przez "dziennikarzy" pokroju Wąsa i Sterlingowa.
1. Biegły prokuratury został ośmieszony, kiedy okazało się, że nagranie mogło zostać zmanipulowane, ponieważ dyktafon wyłączał się przy niskiej głośności rozmowy. Człowiek, który tych wyciszeń nie zauważył, jest dyletantem, a nie biegłym.
2. Zniszczył pan świadomie dyktafon, którym nagrywał pan Karnowskiego. Nie uczynił pan tego bez powodu, a powód jest tylko jeden. Obawiał się pan odzyskania danych zapisanych w pamięci dyktafonu.
Dlatego nie wierzę w ani jedno pańskie słowo. Jest pan bezczelnym kłamcą i krętaczem.
Dziękuję tak samo jak tola - Panu Janke, za możliwość powiedzenia własnymi słowami teraz tego o czym pan mówił w pełni autoryzowanym wywiadzie dla GW.
Panie Sławomirze Julke. Skoro pan podniósł tę rękawice z błota, w którym pan sie unurzał udzielając GW wywiadu, to musi Pan walczyć o udowodnienie swoich racji.Innej drogi nie ma.
Zasadnicza różnica miedzy Panem, a mną polega na tym, że ja podpisuję się z imienia i nazwiska. Pan nie mając zielonego pojęcia o dowodach, powiela kłamstwa Wyborczej i wydaje się Panu, że to Pańskie poglądy. Czytając Pański komentarz trudno nie odnieść wrażenia, że czyta się GW. To dla pewnej grupy inteligencji bardzo typowe.
Sprawa między Panem i dziennikarzami GW to sprawa między panami i ew. sądem. Dla większości Salonowiczów GW i bez Pana opisu są gazeta manipulatorów. Powtórzę jednak pytanie Karnigore-Kanibala, które zostawił pan bez odpowiedzi, a które pewnie z tego najbardziej wszystkich interesuje:
Jak pytanie zmienia sens wypowiedzi? To proste, choć - w tym akurat przypadku - ocena p. Julke jest nieco nieprecyzyjna (choć pretensja uzasadniona). Pan Julke mówi w wywiadzie, że "Jacek Karnowski nigdy nie był moim przyjacielem. Poznaliśmy się w 2006 roku." Co jest logiczną kontynuacją zdań poprzedzających te stwierdzenia.
Tymczasem, ten logiczny ciąg zostaje rozerwany pytaniem: "A nie było przypadkiem odwrotnie? To panu bardziej zależało na kontaktach z nim." Tym sposobem Pan Julke wychodzi na matoła, bo zamiast odnieść się do tego, czy zależało mu na kontaktach z Karnowskim, "mówi" że Karnowski nie był jego przyjacielem. Sens tych stwierdzeń się w tym przypadku nie zmienia, ale ich wartość - jak najbardziej. Dostajemy wrażenie, że - zamiast rzeczowej informacji - Pan Julke "kręci". Czyli mamy "tezę", nad którą prorządowe media pracują od wielu miesięcy.
CZy te pytania padły i Pan je usunął autoryzując, czy też zostały dopisane, chociaż nie padły? W drugim wypadku kwalifikowałoby się to do wyrzucenia z gazety (nawet Wyborczej), ale byłaby to manipulacja tak gruba ciosana, że nie chce mi się w nią wierzyć.
·Chyba b. znamienne dla "najbardziej rzetelnej gazety" :)
Dokonac manipulacji w wywidzie można na rózne sposoby 1. Można manipulować rozmówcą (przynajmniej próbować) zadając pytania oskarżającego go, denerwując go, próbując osmieszyć itp. 2. Można stronniczo dobrać do druku wypowiedzi albo jeszcze lepiej, "rzetelnie" je opisać.
No ale tu mamy pkt 3, a właściwie 2' - bo była autoryzacja przed drukiem.
Manipulacja autoryzowanym wywiadem, to juz coś . No, ale w akcji są wszak mistrzowie mistrzów.:)
Chyba jest mała pomyłka. "...w stosunku do Karnowskiego.
W TYM MIEJSCU USUNĘLI PYTANIE
Zniszczenie dyktafonu podkopuje pana wiarygodność. -Nagranie to niejedyny dowód"
POco wiec udziela im Pan wywiadów,które w rzeczywistości mają skompromitować Pana.Oni inaczej myślą.Oni wiedza ,ze przestępstwo korupcyjne to jak puszczony "bąk",czasami go słychać czasami, czuć ale nikt go nie widzi i nie zobaczy dlatego pytają naiwnie o dowody.
sądząc po pytaniach jakie ci dwaj panu zadawali, to są jakieś ohydne typy, a nie dziennikarze podobno w gw tacy stanowią większość nie wiem nie czytam pozdrawiam
Po ostatniej publikacji przebrała się miarka. Wcześniej uznawałem, że zacisnę zęby i poczekam. Wkrótce przedstawię Państwu kolejne kłamstwa Wyborczej, które opublikowała na mój temat i w sprawie tzw. "afery sopockiej".
Sam byłem dziennikarzem. Mam własną, wynikającą z autopsji percepcję tego zawodu i darzę go wielkim szacunkiem. Zawsze uważałem, że ludzie wykonujący tą pracę mają lub winni mieć wrodzony imperatyw moralny dochodzenia do prawdy za wszelką cenę. Tego uczono mnie w tym zawodzie i zawsze starałem się do tej pracy tak podchodzić. Pewnie stąd takie a nie inne podejście do dziennikarzy również z GW.
Wie Pan, trochę pańskie tłumaczenia wyglądaja podejrzanie.
Kilka dni temu napisał Pan tu, że podaje tych dziennikarzy do sądu i bedzie żądał od nich pół miliona za tekst "Kombinerki Julkego" sprzed paru dni. Napisał Pan, że wszystko tam jest kłamstwem, ale nie sprecyzował co, gdzie konkretnie.
Teraz na dowód tych kłamstw przytacza Pan wywiad z Panem, który ukazał się w GW w kwietniu.
Dlaczego, skoro jak Pan twierdzi, tak go zmanipulowali, nie napisał Pan wtedy do GW sprostowania albo wtedy nie podał ich do sądu?? Hę??
A może zmiana wersji wywiadu była z Panem konsultowana, a teraz Pan krzyczy, że doszło do manipulacji???
Coś mi tu nie gra. Niech pan odpowie czy zmiana wersji wywiadu po autoryzacji była konsultowana czy nie? Bo nie pisze Pan tego wprost. Pozdrawiam
Gdy Panowie Wąs i Sterlingow skonsultowali zmiany, które wprowadzili, to nigdy nie zgodziłbym się na opublikowanie wywiadu w takiej formie. Temu służy autoryzacja.
Podał Pan argumenty, które wyczytał Pan m.in. w GW. Nie ma Pan zielonego pojęcia kim jestem, nie zna Pan żadnych dowodów. Pańskie zdanie na mój temat to Pańska sprawa. Nie zamierzam usilnie Pana przekonywać do siebie.
Dopytuję, bo owi dzienikarze również ze mną przeprowadzali kiedyś wywiad i pamiętam, że autoryzację robiliśmy trzy czy czterokrotnie, za każdym razem skracając lub dodając pewne wypowiedzi.
Trudno mi sobie wyobrazić, że dokonali tylu skrótów nie konsultując tego z Panem. :)?
Nie odpowiedział mi Pan jeszcze na pytania:
-dlaczego zarzuca kłamstwo w jednym tekście, a na dowód przedstawia manipulacje w innym?
- czy po owym wywiadzie napisał pan do GW sprostowanie? Dlaczego nie podał ich do sądu wtedy w kwietniu dysponując takim dowodami na manipulację jakie tu Pan przedstawia?
piotrek999 Odpowiadając na pytania: 1. Panowie nie konsultowali ze mną żadnych skrótów. 2. Chodzenie po sądach nie należy do przyjemności. Wówczas uznałem, że należy poczekać na akt oskarżenia. 3.Gdybym zamieścił na Salonie informacje na temat kłamstw z ich ostatniego artykułu, to zdecydowanie poprawiłbym ich sytuację procesową. Znaliby argumenty i fakty zadające kłam ich manipulacjom i dorobiliby do tego linię obrony.